Jej bogaty życiorys imponuje; dziennikarka, producentka telewizyjna, prezenterka, sekretarz rządu RP, autorka książek kulinarnych, podróżniczka, tancerka, juror programu kulinarnego „Top Chef”. W 1992 roku sięgnęła po tytuł Miss Polonia, a rok później wybrano ją na Miss Świata Studentek. Ewa Wachowicz, bo o niej mowa, odwiedziła Zespół Szkół nr 3 w Bochni i podczas spotkania z uczniami Ekonomika, nagrodziła najlepsze przepisy zgłoszone do szkolnego konkursu kulinarnego „W truskawkowym chruśniaku”.
Dzisiejsze odwiedziny w Bochni nie są Pani pierwszą w naszym mieście…
Ewa Wachowicz: Miałam już okazję gościć w Bochni i gotować w bocheńskiej Kopalni Soli. To miejsce absolutnie magiczne i potęgujące wrażenia. Sam zjazd pod ziemię nie jest oczywisty, bo przecież jesteśmy nauczeni bycia na powierzchni. Wyjście w góry, które samo w sobie jest trudne, jest bardziej naturalne niż przebywanie pod ziemią. Stan ten wiąże się z emocjami, a gdy one są zaangażowane to wtedy taką sytuację się pamięta i mocno przeżywa. Stąd też doskonale pamiętam zjazd jak i pobyt w Kopani Soli w Bochni.
Wspomina Pani o chodzeniu po górach. Nie mogę nie poruszyć tematu kolejnej korony w Pani życiu – Korony Wulkaniczej (7 najwyższych wulkanów świata), która chyba już jest na wyciągnięcie ręki?
Ewa Wachowicz: To prawda, mam za sobą wspinaczkę na sześć z siedmiu wulkanów tworzących Koronę Wulkaniczną. Między innymi na najwyższy wulkan świata Ojos del Salado (6891 m n.p.m.) czy najwyższy wulkan Oceanii – Mount Giluwe. Według naszych przewodników, byliśmy pierwszą polską ekipą, która tego dokonała. Do zdobycia wulkanicznej Korony Ziemi pozostał mi jeden wulkan. Ten najtrudniejszy z wielu powodów – Mount Sidley (4285 m n.p.m) na Antarktydzie. Logistycznie i finansowo to najcięższa do zorganizowania wyprawa. Ciekawostką jest informacja podawana w internecie, która mówi, że wulkan ten pierwszy raz zdobyto w 1990 roku, a drugie wejście miało miejsce dopiero w styczniu 2011 roku. Wynika to zapewne z bardzo odosobnionej lokalizacji, jak też ciężkich warunków tam panujących
Te wyprawy to dla Pani odskocznia, chęć sprawdzenia samej siebie czy może jeszcze coś innego?
Ewa Wachowicz: Robie to, bo to lubię. W pewnym momencie życia, człowiek zaczyna robić tylko to co lubi. To chyba przychodzi z wiekiem. Jestem zdania, że w życiu należy robić to co sprawia nam radość. Gotuję, bo lubię. Piszę książki, bo lubię. Piszę felietony, bo lubię. To samo dotyczy rozmaitych spotkań z dziećmi i młodzieżą.
Tak jak dzisiaj w Bochni, podczas konkursu kulinarnego. Czego dotyczył?
Ewa Wachowicz: Tematem konkursu były truskawki, a nazwa akcji „W truskawkowym chruśniaku” była dodatkowym nawiązaniem do literatury. Ubawiłam się niesamowicie nie tylko jedząc przepyszne desery truskawkowe, ale również czytając ich opisy. Był „Władca truskawek” czy „Truskawki w krainie czarów”. Spośród wcześniej wyłonionych ośmiu drużyn, które przeszły do finału, wygrał deser przygotowany przez Karinę Sułek i Macieja Kurka – „Truskawkowa trylogia”.
Czym wyróżniała się ich konkursowa propozycja?
Ewa Wachowicz: Wszystkie desery były mocno do siebie podobne, nawet przez wzgląd na ich formę. Ciasta i biszkopty wycinane ringiem, dodatki w postaci sera mascarpone, śmietana, biała czekolada. Natomiast te cztery najlepsze wyróżniały się pomysłem i prezentacją. Z kolei ten który wygrał, również mnie smakował najbardziej. Były to lody truskawkowo-bananowe podane z różnymi musami owocowymi i co było najbardziej zaskakujące – wykonano je bez użycia cukru, a były bardzo smaczne. Na dodatek pięknie podane i co najważniejsze, z autorskiego przepisu.
Młodzi kucharze byli zestresowani obecnością jurorki programu „Top Chef”, która patrzyła im na ręce?
Ewa Wachowicz: O to trzeba zapytać ich (śmiech), ale faktycznie, gdy podeszłam na pracownię zobaczyć jak przygotowują wszystkie potrawy, troszkę się im trzęsły ręce. Tak sobie myślę, że to bardzo miłe obserwować jak zdolną mamy młodzież i jak bardzo kreatywni są w tym co robią. Bardzo mnie to cieszy, jak również możliwość uczestniczenia w takim konkursie jaki miał miejsce w ZS nr 3 w Bochni.